8

- Starym przyjacielem. - odpowiedziała beznamiętnie. Jej oczy wyraźnie straciły ten dziwny, groźny blask, kiedy znalazła się w samochodzie.
- Skąd miałaś bransoletkę?
- Sama mi ją dałaś, kiedy skończyłaś pracę nad programem. Wraz ze szczegółową instrukcją, jak należy się zachować w różnych sytuacjach.
- Dlaczego? - obracałam w rękach zimny metal. Bransoletka była ciężka i przez to niewygodna w noszeniu. Pomimo kunsztownego wykonania i delikatnego kształtu, była dość przeciętna.
- To był twój największy projekt. Kilka lat poświęcania każdej wolnej chwili na jego stworzenie. Nie chciałaś, aby twoja praca się zmarnowała. Mówiłaś, że tylko mi ufasz, że tylko ja postąpię dokładnie tak, jak byś chciała. Że tylko ja wiem, jak bardzo jest to ważne. Że tylko ja cię znam.
- Co o mnie wiedziałaś, czego nie wiedzieli inni?
- Że jesteś chora. Że masz zaburzenia obsesyjno-kompulsywne. Dlatego stworzyłaś tak szczegółową listę. Zawsze wszystko musiało być według twojego planu, nawet lekkie odstępstwo powodowało ataki złości lub strachu. Potrafiłaś przez całkowicie nieważny szczegół wpadać w panikę. - jej głos był czysty, niemal bez zabarwienia emocjonalnego, jakby nie rozmawiała z dawną znajomą, a była przesłuchiwana. Czułam precyzję, z jaką dobierała słowa. - Ale nigdy nie pozwoliłaś zorientować się innym. Byłaś świetną aktorką. To była nasza mała tajemnica. - jej głos złagodniał.
Nagle usłyszałam cichy trzask i blaszka, która pokrywała bransoletkę od spodu, odchyliła się od całej konstrukcji. Zaintrygowana, delikatnie pociągnęłam ją, zdejmując ze sprytnie ukrytych zatrzasków. Moim oczom ukazał się pokaźny zbiór kart mSD. Delikatnie przejechałam po nich palcem. Cała ta sytuacja stawała się coraz bardziej tajemnicza i dziwna. Spojrzałam w lusterko i zauważyłam, że kobieta przygląda mi się z lekkim uśmiechem. Przyłożyłam palec do ust, a ona mrugnęła porozumiewawczo. Dopóki nie dowiem się, o co w tym wszystkim chodzi, nie zamierzałam wciągać w to Leath'a. Wstawiłam blaszkę na swoje miejsce i zapięłam bransoletkę na ręce.
- Byłaś kiedyś moją opiekunką, to pamiętam, ale obawiam się, że nie wiem o tobie nic więcej. Wypadek, któremu uległam, zablokował mi pamięć. - wolałam nie używać słowa tortury, aby nie powróciły ciągle świeże wspomnienia czarnego pokoju. - Możesz powiedzieć mi coś o sobie? Byłaś przez wiele lat tuż obok mnie, ale teraz jesteś mi zupełnie obca.
Widziałam, jak jej twarz rozjaśnia delikatny uśmiech, a wraz oczu trochę łagodnieje. Kiedy się odezwała, jej głos zabrzmiał miękko i delikatnie.
- Pochodzę z rodziny warszawskich fałszerzy obligacji i dzieł sztuki. Od małego uczono mnie, jak sprawnie poruszać się w świecie przestępstwa i intrygi, jak nie dać się złapać ręce sprawiedliwości. W trakcie mojej nauki przejmowało mnie wielu ludzi. Nie miałam stałego miejsca zamieszkania, a każdego dnia kto inny stawał się moim opiekunem. Wszystko, co miałam, było tymczasowe. Pozbywano się wszystkiego, co mogło naprowadzić policje na trop całej siatki. Do piętnastego roku życia nauczono mnie perfekcyjnego strzelania, zabijania ludzi na tysiące sposobów, wielu kodów i znaków oraz innych przydatnych w życiu człowieka wyjętego spod prawa umiejętności. Miałam w przyszłości zająć miejsce mojego ojca, stać się bossem całego kartelu. Ale pewnego dnia coś poszło nie tak. Nie wiem dokładnie, co zawiniło, czy jakiś młodzik nie zatarł odpowiednio śladów, czy ktoś dał się przyłapać z towarem... Policja dotarła do serca, znalazła główną siedzibę i zrobiła nalot. Zabiła mojego ojca. Ja byłam wystarczająco daleko, aby móc bezpiecznie uciec, a że moje szkolenie było już zakończone i jedyne, na co czekałam, to uroczystość wcielenia w szeregi jako pełnoprawnego członka, dobrze wiedziałam, co mam robić, aby mnie nie znaleźli. Przez te kilka lat nie wychylałam się, czekając, aż cała sprawa przycichnie. Łapałam się różnych zajęć, między innymi opieki nad dziećmi. I tak pewnego dnia zatrudniono mnie w domu Willow'ów. Od kiedy tylko cię zobaczyłam, byłam pewna, że jesteś tym, na co czekałam. Miałaś wszystkie potrzebne cechy, byłaś mądra, roztropna, szybko się uczyłaś i wiedziałaś, kiedy przestać zadawać pytania. Zaczęłam szkolić cię w ten sam sposób, w jaki kiedyś szkolono mnie. Zaczęłyśmy nawet zakładać działalność, realnie wchodzić w świat półcieni. I wtedy znikłaś. Kilka dni wcześniej mówiłaś mi, że się boisz, że masz wrażenie, że grozi ci niebezpieczeństwo. Dałaś mi swój projekt i instrukcję, każąc schować ją w bezpiecznym miejscu. Zaczęłam cię szukać. Jednak jak daleko nie zapuszczałabym wici, nigdzie cię nie było, nikt o tobie nie słyszał. Wspominali coś o narkomanach i jakiejś dziwnej dziewczynce. Kilka razy rzucili mimowolne uwagi o Kamacie. Ale wszystkie te poszlaki prowadziły donikąd. Straciłam pracę i znowu wylądowałam na bruku. Kiedy ogłosili, że zginęłaś w wypadku, nie chciałam w to wierzyć. Postąpiłam tak, jak napisałaś w instrukcji i po uroczystościach, kiedy cmentarz opustoszał, chciałam zakopać w ziemi na twoim grobie bransoletkę, wierząc, że się po nią zgłosisz. Jak widać moje przeczucie mnie nie zawiodło. - widziałam, jak jej uśmiech się poszerza, oczy nabierają dziwnego błysku - Wiem, że chcesz się odwdzięczyć za ratunek, sama nauczyłam cię honorować długi i starać się je jak najszybciej spłacić. Wiem też, jak możecie stać się potęgą półświatka. Więc co, znowu razem, wspólniku? - zapytała.
Kiwnęłam głową na znak zgody. Cieszyłam się, że ją znalazłam, ale nie bardzo wiedziałam, co mam teraz robić. Czułam się zagubiona, wszystko mieszało mi się w głowie. Ale mimo skołowania, nawet na chwilę nie miałam wątpliwości, że powinnam zgodzić się na jej propozycję. Samochód wjechał do garażu i znieruchomiał. Leath wysiadł i delikatnie przeniósł mnie na wózek. Wjechaliśmy przez drzwi do części mieszkalnej fabryki i po kilku metrach natknęliśmy się na Karen. Dziewczyna zmierzyła moją towarzyszkę nieufnym spojrzeniem, ale nic nie powiedziała. Czułam, że, tak jak Leath, będzie domagać się odpowiedzi. A ja jeszcze nie do końca wiedziałam, co mogłabym powiedzieć, kiedy znajdę się w krzyżowym ogniu ich pytań. Poprosiłam dziewczynę o znalezienie pokoju dla mojego gościa, a ta, rzucając mi wściekłe spojrzenie na odchodne, spełniła moją prośbę. Kiedy obie zniknęły za zakrętem korytarza, wraz z Leath'em udałam się w stronę mojego pokoju. Usiadłam na łóżku, a chłopak przysunął sobie krzesło tak, aby móc patrzeć w moje oczy i bez problemu mnie słyszeć. Widziałam w jego spojrzeniu, że jest zdeterminowany, by dowiedzieć się jak najwięcej, ale jednocześnie rozumie moje decyzje i chce okazać mi wsparcie. Jednak zanim zadał pierwsze pytanie, jęknęłam - działanie narkotyków powoli ustępowało i ból stawał się nieznośny. Chłopak bez wahania podał mi kolejną dawkę środków. Zamknęłam oczy, czekając, aż substancja rozejdzie się po ciele. Leath był cierpliwy. Wiedziałam, że na długo mu nie ucieknę, ale miałam przynajmniej chwilę na ułożenie wszystkiego w głowie. Zbyt krótką chwilę. Zamiast więc myśleć, jak uniknąć odpowiedzi, przypomniałam swojej podświadomości, że Leath mnie kocha i z całą pewnością nie chce dla mnie niczego złego. Że powinnam być z nim szczera i że z cała pewnością zrozumie, będzie mnie wspierał. Odetchnęłam głośno i spojrzałam na niego, gotowa na pierwszy strzał. Chłopak spojrzał w moje oczy i, ostrożnie dobierając słowa, powiedział:
- Kocham cię, Kam. Zawsze będziesz mieć we mnie wsparcie, nie ważne, co zrobisz. Ufam ci i wierzę w ciebie. Wierzę, że wiesz, co robisz. Wierzę, że niezależnie od wszystkiego, nie podejmiesz złej decyzji. Dlatego sądzę, że powinniśmy razem przygotować przemowę dla reszty mieszkańców. Znam ich lepiej niż ty i potrafię przewidzieć, jak zareagują. Proszę, pozwól mi sobie pomóc, bo na razie mam wrażenie, że mnie odrzucasz i nie wiem, dlaczego to robisz. - na końcu usłyszałam błagalne tony w jego głosie.
Kiwnęłam głową i zauważyłam ulgę malującą się na jego twarzy. Znów podjął przemowę, a ja z uwagą słuchałam jego słów. Był prawdziwą encyklopedią wiedzy, gdyż każde zachowanie miał przeanalizowane psychologicznie i społecznie. Te dwa kierunki były jego hobby i z chęcią dzielił się ze mną swoimi spostrzeżeniami. Widziałam ogniki w jego oczach, kiedy ze szczegółami omawiał mechanizmy stojące za danymi reakcjami. Razem stworzyliśmy zarys przemowy i spokojnie udaliśmy się w stronę jadalni, gdy tylko wybił gong wzywający mieszkańców na wspólny posiłek.

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawe. Mogą razem stworzyć bardzo dobrze zorganizowaną mafię. Ale nadal nie wiadomo, jak ta kobieta ma na imię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiadomo, ponieważ ciągle go nie wymyśliłam. Ale na pewno pojawi się w kolejnym poście.

      Usuń