4

Ciemność znów wypuszczała mnie ze swoich objęć. Powoli wszystko wracało. Bałam się tego powrotu. Nie miałam żadnych złudzeń, że gdy wyjdę z tej bezpiecznej otchłani mojego umysłu, nie spotka mnie nic dobrego. Bałam się tego, a jednocześnie chciałam, aby to już się stało, aby wrócić z powrotem w tą ciemność. Przez moje otępienie znów przebił się ból. Moje ciało wygięło się w łuk, kiedy zaskoczony umysł próbował go zlikwidować. Po chwili, która wydawała się wiecznością, udało mi się pokonać cierpienie na tyle, by zepchnąć jego pulsującą obecność w dalsze zakamarki mózgu. Nadal jednak tam był, przypominając o tym, co spotka mnie w najbliższej przyszłości. Zanim otworzyłam oczy, już wiedziałam, gdzie się znajduję. Mentalnie spróbowałam się przygotować na najbliższe wydarzenia, ale wiedziałam, że to nic nie da. Zbytnio się bałam. Wokół mnie było cicho. Nie słyszałam oddechu, odległych kroków, stłumionych słów ani szumu wiatru. Nie chciałam zadręczać się pytaniami. Czułam się zdradzona i bardzo samotna. Chciałam przywołać wspomnienia sprzed porwania, kiedy moje życie było beztroskie. Zaskoczyła mnie pustka. Nie pamiętałam, po prostu zapomniałam o tym wszystkim. W którymś momencie musiały uciec mi wszystkie wspomnienia. Nie wiedziałam kim jestem. Po policzkach spłynęły mi łzy. Tak bardzo się bałam, byłam tak samotna, tak zagubiona. Byłam sama. Jednak nie trwało to długo. Słyszałam, że ktoś idzie. Tylko kilka minut zajęło mu dotarcie do mnie. Wiedziałam, co się teraz stanie. Te same pytania bez odpowiedzi, tortury, niemy krzyk ciała, proszącego o śmierć, a później tak upragniona ciemność. Mięśnie napięły się, przy okazji powodując jeszcze większy ból w zranionych miejscach. Usłyszałam brzdęk czegoś metalowego. Po chwili złapał moją nogę. Dotknął kostki, przyłożył do niej długi, metalowy drut i przebił skórę, ścięgna i kość na wylot. Kilka centymetrów dalej wbił kolejny, i jeszcze jeden i kolejny... Przesuwał się w górę aż do kolana. Nawet nie trudził się zadawaniem pytań. Gwoździe najprawdopodobniej były oblane jakimś żrącym roztworem. Nie byłam w stanie krzyczeć, oddychać, myśleć... Był we mnie tylko ten wszechogarniający ból. Nadal wspinał się w górę. Zatrzymał się dopiero przy miednicy. Ale tylko na chwilę, bo zaraz był przy drugiej nodze. Nie wiem, kiedy nadeszła ciemność. Tu ciągle było ciemno. Ale tym razem nawet ona nie przyniosła ukojenia. Nie mogłam już rozpoznać, gdzie jest kolejna dziura, gdzie kolejny fragment metalu. Cała płonęłam ogniem okropnego bólu. Kiedy już skończył wbijanie gwoździ, posypał jeszcze rany na rękach solą. Ale to nie był koniec. To jeszcze nie wszystko, co miał do zaoferowania. Rekami w grubych rękawicach chwycił mnie za rękę i jednym ruchem złamał kość. To samo robił z kolejnymi. Śmiał się. Już nie chodziło o informacje. Jego sadystyczne skłonności wymknęły się spod kontroli, odsłaniając najgorszą część jego natury. Bałam się, że nie opamięta się w porę, że mnie zabije, a jednocześnie pragnęłam własnej śmierci. Byłam żałosna. Zaschnięte gardło nie pozwalało mi krzyczeć, choć bardzo tego pragnęłam. Nawet głosem nie mogłam wyrzucić z siebie tego, co kotłowało się w środku mojego ciała. Złość. Strach. Zawód. Osamotnienie. I stojący nad tym wszystkim, coraz bardziej rozległy BÓL. Zamknęłam oczy. Ostatnim, co usłyszałam były jego oddalające się kroki.



***


Ktoś szarpał mnie za ramię, otwierając i tak ledwo zasklepione rany. Jęknęłam i poruszyłam się nieznacznie. Nie chciałam wstawać. Wolałam odejść w zapomnienie, zatracić się we własnym umyśle. Zaschnięte gardło nadal nie pozwalało na nic poza cichymi jękami. Brzuch bolał niemiłosiernie z powodu braku jedzenia. Oddychałam krótko i przerywanie, spazmatycznie nabierając oddechy. Usłyszałam, jak ktoś stawia przede mną jakiś przedmiot. Z ociąganiem otworzyłam oczy. Poczułam nadzieję, kiedy zobaczyłam coś poza ciemnością. Nadzieja zaraz jednak zatonęła w tych negatywnych uczuciach. Obok mnie stała jakaś postać. Kryła się w cieniu. Nieprzyzwyczajone do światła oczy rozmywały jej kształty, powodując, że wydawała się straszna i nieludzka. Istota postąpiła krok, wkraczając w krąg światła. Teraz zorientowałam się, że to człowiek, najprawdopodobniej młody mężczyzna. Niezbyt delikatnie pomógł mi usiąść i zaczął karmić jakąś obrzydliwą, wodnistą papką. Łapczywie połykałam jedzenie. Nadzieja rosła przyćmiewając wszystko inne. Nawet ból jakby trochę zmalał. Byłam taka szczęśliwa. Chciałam objąć tego chłopaka, podziękować mu, zorientowałam się jednak, że nie jestem w stanie się ruszać. Ogarnęło mnie przerażenie. Zacisnęłam usta, ale chłopak zmusił mnie do ich otwarcia. Poczułam, jak mój żołądek powoli się napełnia, kiedy wmuszał we mnie kolejne porcje jedzenia. Odkąd mnie porwano, jadłam tylko raz, a miną już co najmniej tydzień. Jednak nagły paraliż odebrał mi cały apetyt. Gdy opróżniłam ten talerz, dostałam jeszcze jeden. Były na nim jakieś kulki, żółte grudki (prawdopodobnie ziemniaki) i trochę brązowej sałaty. Kiedy już wmusił we mnie ostatnią grudkę, opuścił rękę, którą podtrzymywał moje plecy.Opadłam z powrotem na stół i właśnie przygotowywałam się do przemyślenia niektórych niepokojących mnie spraw, kiedy chłopak wyciągnął z kieszeni strzykawkę, złapał moją lewą rękę i wbił igłę w ramię. Natychmiastowo straciłam przytomność.


***



Znowu obudził mnie ból. Zaczęłam się już powoli do niego przyzwyczajać. Jednak do rwania wszystkich kończyn dołączył jeszcze jeden umiejscowiony gdzieś w okolicach żołądka. Założyłam, że dosypali mi coś do jedzenia, które podali wcześniej. Teraz wiem, że najprawdopodobniej była to reakcja organizmu na nagłe przyjęcie tak dużej ilości jedzenia po tak długiej przerwie. Zrobiło mi się niedobrze. Zdołałam tylko przekręcić głowę, zanim zwymiotowałam. Korzystając z okazji, kiedy byłam sama, próbowałam przemyśleć nękające mnie wątpliwości. Ból jednak mi na to nie pozwolił. Ciągle te same uczucia kołatały się w mojej głowie, zajmując całą jej przestrzeń i spychając zdrowy rozsądek gdzieś w czeluści umysłu. Byłam prawie pewna, że już oszalałam. Otworzyłam oczy. Tym razem jarzeniówka nie paliła się. Leżałam, czekając na to, co na pewno nastąpi. Jak zwykle nie pomyliłam się. Już po chwili usłyszałam zbliżające się kroki. Mężczyzna przewrócił mnie na brzuch. Odsłonił plecy. Usłyszałam, jak nad moją głową trzasnął bicz. Po chwili poczułam pierwsze uderzenie na plecach. Na zmianę uderzał pięścią, łamiąc żebra, obijając kręgi w kręgosłupie i bił biczem przecinając skórę i mięśnie. Z kolejnych ran lała się krew. Na chwilę zatrzyma się. Przewrócił mnie na plecy. 
- Jesteś skłonna udzielić odpowiedzi?
- Ale ja na prawdę nic nie wiem. - wyjęczałam. - Zostaw mnie... Błagam...
Uderzył pięścią w brzuch, kolejny raz i jeszcze jeden. Cierpienie wzrosło. Nie byłam w stanie myśleć. Czułam tylko kolejne ciosy, które łamały kości, kaleczyły mięśnie, przecinały skórę. To co przeżywałam było nie do zniesienia. Krew lała się nieprzerwanym strumieniem. Do pomieszczenia weszli jeszcze dwaj ludzie. Wzięli mnie na ręce i wrzucili do wanny, w której była słona, morska woda. Zawyłam ostatni raz, zanim pochłonęła mnie ciemność.


***


Nie mogłam się poruszyć, nie mogłam otworzyć oczu, nie mogłam nic zrobić. Niczego już nawet nie czułam. Tak, jakby nie było mnie w moim własnym ciele. Ale słyszałam. Rozmowę. Nie wiem kogo, ale zakładałam, że jedną z tych osób był mój oprawca.
- Chyba ją zabiliśmy.
- Tak, to prawdopodobne. Nie jestem w stanie wyczuć pulsu.
- Sprawa się rozniesie... Będą jej szukać. 
- Podrzucimy ją do północnej dzielnicy. Jak będą jej szukać wszystko pójdzie na zamieszkujących ją narkomanów.
Ktoś mnie podniósł. Chwilę szedł ze mną, po czym wywalił mnie na trawę obok jakiegoś domu. Wtedy wszystko się skończyło. Znowu odeszłam do krainy zapomnienia.

2 komentarze:

  1. WOW!!! TO JEST ŚWIETNE!!! Aura tajemniczości i opisu uczuć dodają mroku. Czekam na następne :)

    OdpowiedzUsuń