3

Kiedy wróciłam do rzeczywistości, odkryłam, że nie jestem już w tym ciemnym pokoju. Znalazłam się w celi, w której byłam za pierwszym razem. Odkryłam, że ktoś mnie wymył i wyprał moje ubranie, ciągle było lekko wilgotne. Cieszyłam się, że ból zniknął. Zaciekawiona, rozglądałam się po pomieszczeniu. Podłoga była zrobiona z małych, kamiennych płytek. Ceglane, nieotynkowane ściany miały blisko sufitu małe, zakratowane okienka. Leżałam na czymś w rodzaju maty, zrobionej z jakiegoś miękkiego drewna. W przeciwległym kącie pokoju siedziała dwójka ludzi i zawzięcie dyskutowała. Jednym z nich była kobieta, która wcześniej trochę mi pomogła. Nagle znów wróciły do mnie wspomnienia i ulotna chwila spokoju prysła jak bańka mydlana. Zasyczałam z bólu, który pojawił się ponownie. Miałam wrażenie, że czuję się gorzej, niż wczoraj. Po policzkach pociekły mi łzy, chciałam skończyć ten koszmar. Współwięźniowie zwrócili na mnie uwagę. Kobieta podbiegła do mnie i klęknęła obok. Ostrożnie otoczyła mnie ramionami.
- Ciii... Już dobrze. Jego teraz tu nie ma, spokojnie. - delikatnie gładziła moje włosy. To jednak nie pomagało. Moje ciało nadal było tylko kłębkiem bólu i strachu. Trzęsłam się w jej ramionach, ale ona jakby tego nie zauważyła. - Połóż się.
Wykonałam jej polecenie. Kiedy już byłam bezpieczna na macie, spróbowałam skręcić kark tak, aby obejrzeć rany. Nie pozwoliła mi na to. - Lepiej, żebyś na to nie patrzyła. Nie wyglądają zbyt ładnie.
- Przynajmniej mi to opisz. Chcę wiedzieć, co dokładnie mi zrobił - wychrypiałam słabo przez łzy.
Jej twarz wykrzywiła się w grymasie niezadowolenia, jednak posłusznie odpowiedziała:
- Sześć głębokich cięć. Przerwane ścięgna. Rozcięta część żył z pominięciem tętnic. Rany posypał solą. Miałaś cierpieć, ale nie chciał cię zabić.
Kiwnęłam głową. Cieszyłam się, że mi to powiedziała, choć przez to byłam jeszcze bardziej świadoma ogromnego bólu. Czułam potężny strach. Byłam przerażona tym, co jeszcze może się stać. Kobieta pogrzebała przez chwilę w kurtce i wyciągnęła malutką strzykawkę i jakąś ampułkę. Pobrała z niej przeźroczysty płyn i wstrzyknęła do mojego organizmu. Po pewnym czasie ból trochę zmalał. Jednocześnie robiłam się coraz bardziej senna. W niepamięć odeszły wszystkie emocje, które mną targały, strach, niepewność, wątpliwości. Mój umysł był jakby przytępiony, niezdolny do myślenia. Zamknęłam oczy.

***

Obudzenie się sprawiło mi pewne problemy. Tu też przypisałam winę środkom nasennym. Kiedy nareszcie otworzyłam oczy, nic nie widziałam. Ogarniała mnie ciemność. Obawiałam się, że znów przyjdzie tu ten okropny człowiek, że znów poczuję ten rozdzierający duszę ból. Zadrżałam. Ale jeszcze środek nie przestał działać, jeszcze miałam szansę myśleć. Gorączkowo starałam się znaleźć coś, co pozwoliłoby mi stąd uciec. Coraz bardziej się bałam. Wraz z powrotem bólu przyszła panika. Oddychałam ciężko, chrapliwie. Serce łomotało mi w piersi. Adrenalina dodała mi sił. Szarpałam się w węzłach, nie zwracając uwagi na ich coraz mocniejszy uścisk. Jedna z linek pękła, uwalniając moją prawą rękę. Przypływ nadziei. Gorączkowo uwolniłam resztę kończyn i już miałam zsunąć się z kamiennego stołu, kiedy ktoś przycisnął mnie do jego powierzchni. Moja siła odeszła. W całej tej walce nie zauważyłam kiedy przyszedł. Jak długo mnie obserwował? Zamknęłam oczy, pragnąc uciec jak najdalej od tego miejsca. Zaśmiał mi się w twarz. Tym razem zatrzasnął na moich przegubach żelazne okowy. W powietrzu wciąż rozbrzmiewał jego śmiech, kiedy w końcu na chwilę mnie puścił. Poczułam chłodny dotyk jego dłoni. Najpierw spokojny, delikatny. Jednak w jednej chwili przerodził się w potężny uścisk opleciony wokół zdrowego nadgarstka. W jego dłoni coś błysnęło. Odwróciłam wzrok. Poczułam jak delikatnie krąży ostrzem po moim przedramieniu szukając odpowiedniego miejsca do zadania ciosu. Wiedział, że mu nie ucieknę i napawał się swoją władzą nade mną. W międzyczasie wciąż zadawał mi te same pytania. Nie znałam odpowiedzi. Zapamiętałam jednak co mówił, aby później przekazać jego słowa moim tajemniczym towarzyszom. Ciął z tą samą precyzją, co wcześniej. Ostre, głębokie, płynne ciosy, które jednak omijały tętnice. Wiedziałam, co się dzieje. Krzyczałam z całych sił, już się nie opanowując. W tym krzyku można było wyczuć całą moją egzystencję, moje jestestwo. Ból, złość, straconą nadzieję, strach. Mój umysł szalał, doprowadził mnie na skraj przepaści i miałam wrażenie, że zaraz w nią runę. To, co teraz odczuwałam, nie mieściło się w moim pojmowaniu, było tak ostre, wyraziste i prymitywne. Czując coraz większy ból czekałam, aż moja świadomość odpłynie, przynosząc chociaż chwilowe ukojenie. Ostatkiem sił powstrzymywałam się od skoczenia w przepaść szaleństwa. A on się śmiał, chorobliwym, szalonym i strasznym śmiechem. To była dla niego gra, zabawa. Bałam się, że nie będzie wiedział, kiedy przestać, że w końcu mnie zabije. I choć wiedziałam, że to co, dzieje się teraz, jest gorsze od śmierci, to nadal bałam się zakończyć to wszystko. Zakończyć własną egzystencję. W końcu nadeszła tak bardzo wyczekiwania ciemność. Zapadłam się w niej z niemym westchnieniem ulgi.


***


Powoli zaczynałam odzyskiwać zmysły. Byłoby to wskazane, gdyby nie to, że wraz z nimi przychodził ból, którego już nie mogłam wytrzymać. Bałam się, co się teraz stanie. Bałam się kolejnego dnia, powrotu do tego ciemnego pokoju. Bałam się ,co zobaczę, jak otworzę oczy. Przełamałam jednak te bariery. Nabrałam powietrza w płuca i zmusiłam się do spojrzenia na otoczenie. Z ulgą wypuściłam je, gdy tylko zauważyłam, że znajduję się w mojej starej celi. Podeszli do mnie współwięźniowie. Zadałam im jedno z pytań, które niedawno usłyszałam. Odpowiedź jednak zwaliła mnie z nóg.
- To my chcemy zadać ci to pytanie. I albo nam grzecznie odpowiesz, albo wszystkie rany, które zadał ci mój ojciec posypiemy tym. - powiedziała dziewczyna, wyciągając zza pazuchy małą fiolkę z białymi kryształkami w środku, najprawdopodobniej solą.
- Tylko widzicie, jest pewien problem. Ja nie jestem żadnym specjalnym agentem, ani niczym takim. Jestem normalną dziewczyną, która kupuje na wyprzedażach ciuchy, włóczy się całe dnie z koleżankami po mieście, a jej największym zmartwieniem jest przystojny chłopak z jej klasy, w którym się zabujała. Zrozumcie wreszcie, że ja nic nie wiem. Nikt nie dopuszczał mnie do takich informacji. Oni tylko pobierali mi krew do badań. Nie mogę wam pomóc! - krzyknęłam panicznie, czując strach przed kolejną, większą porcją bólu. Zwinęłam się w kłębek na macie.
- Próbowałam po dobroci... Może kolejna porcja nieznośnego bólu odświeży ci pamięć i rozwiąże język. - dziewczyna zaśmiała się szaleńczo rozprostowując mi ręce i rozwiązując bandaże na moich dłoniach. Chłopak otworzył pojemnik i wysypał jego zawartość na wciąż lekko krwawiące rany. Zaczęłam wić się po podłodze, starając się wyciągnąć małe ziarenka z podłużnych nacięć. Wiedziałam, że mi się to nie uda, ale podjęłam tą ostatnią, szaloną i bezskuteczną próbę. Czułam, że długo nie wytrzymam. Płakałam, słysząc ich śmiech. Znów ogarnęła mnie panika. Bałam się, że tym razem bariera odgradzająca mnie od szaleństwa rozsunie się, że już nigdy nie będę w stanie normalnie myśleć. Dlatego właśnie skupiłam się na tak głupim i niemożliwym zadaniu. Musiałam się czymś zająć, ale w tym momencie mój umysł w całości opanował narastający ból. Wydałam z siebie głośny krzyk. Poczułam jak mój mózg się wyłącza. Chwilę przed ponowną utratą przytomności przestałam się szarpać i opadłam bezwładnie na matę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz