4

Ból wyciągnął mnie ze snu. Przerażona odkryłam, że nie mogę nabrać powietrza. Całe moje ciało trzęsło się, wydawało mi się, że zaraz zapłonę, tak było mi gorąco. Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Obraz przed moimi oczami na zmianę rozmywał się, wyostrzał lub całkowicie znikał. Zobaczyłam, że ktoś się nade mną pochyla. Poczułam ukłucie w rękę. Już po chwili ucisk na mojej piersi zelżał. Nabrałam powietrza w ciągle bolące płuca. Mięśnie rozluźniły się i opadłam bezwładnie na łóżko. Czułam potworne zmęczenie i strach. Nie wiedziałam, co się właśnie stało, ale chciałam krzyczeć z przerażenia, pomimo tego, że było już po wszystkim. 
"Nigdy więcej" pomyślałam, odganiając wspomnienia mojej niedawnej niewoli "nigdy więcej". 
Poczułam, jak ktoś delikatnie głaszcze moje włosy i ociera łzy z policzka. Usłyszałam cichy szept.
- Przepraszam, Kam... Nie pomyślałem, że możesz się uzależnić. Powinienem bardziej uważać na to, co ci podawałem. - poczułam łzy na swojej twarzy. Tym razem to nie ja płakałam. - Kiepski ze mnie lekarz, jeżeli zamiast pomóc, wpędzam w kolejne problemy.Powoduję choroby, a nie je leczę.
- Leath, kocham cię. - wyszeptałam. Nie wiem skąd mi się to wzięło, ale miałam wrażenie, że te słowa są jedyną prawdą, jaką znam. - Kocham cię i nie pozwolę, abyś się zadręczał. Jeśli narkotyki sprawiły, że żyję, z chęcią będę od nich uzależniona. Dałeś mi nowe życie, a tego nie możesz żałować. - nasze łzy mieszały się i razem ginęły w pościeli. Cała ta sytuacja była tak surrealistyczna, jak zwariowany sen. Bałam się otworzyć oczy, bo to wszystko mogłoby zniknąć. Poczułam delikatny dotyk jego ust na moim policzku.
- Ja też cię kocham.
Otworzyłam oczy i spojrzałam na Leath'a. Nie zniknął, wręcz przeciwnie, stał tam i się do mnie uśmiechał. Słabo odwzajemniłam uśmiech, choć byłam niesamowicie szczęśliwa. Miałam wrażenie, że wreszcie moje życie jest stabilne, nie muszę już przed nim uciekać i się go bać. I choć nadal nie wierzyłam, że to się dzieje, w moim sercu zagościł spokój. Usłyszałam cichy stukot gdzieś w głębi budynku.
- Ktoś puka. - powiedziałam be zastanowienia. Leath chwilę nasłuchiwał i po chwili skinął głową.
- Pójdę otworzyć. To pewnie Andy przyniósł części do twojej nowej ręki.
Z tymi słowami znikną mi z widoku, by zaraz znów się pojawić, niosąc duże, otwarte pudło, z którego wystawały dziwne, powyginane, metalowe części.
- Andy był dziś u mojego znajomego, który pracuje w skupie złomu. Wczoraj wysłałem mu twój plan, prosząc o części.  Dzisiaj dzwonił, że można odebrać to, co udało mu się zdobyć.
Położył pakunek na stole. Powoli i dokładnie obejrzał zawartość i porównał ją do planu. Następnie przetarł każdy fragment konstrukcji nasączoną alkoholem szmatką i pokrył warstwą zabezpieczającą.
- Mamy wszystko, co jest nam potrzebne. Kiedy tylko farba wyschnie, możemy zacząć op... - głos mu się załamał. Wyczuwałam jego niepokój. Wiedziałam, że boi się niepowodzenia. Uśmiechnęłam się uspokajająco.
- Wszystko będzie dobrze. Pamiętaj, że mam większe możliwości rekonwalescencji, niż większość ludzi. Poza tym gorzej i tak już nie będzie.
Uśmiechnął się słabo i kiwnął głową. Wyciągnął z szafki odrobinę jodyny, gaziki, czystą strzykawkę oraz fiolkę z tajemniczym płynem. Delikatnie położył moją rękę na metalowej tacce i zdezynfekował skórę, po czym wprowadził znieczulenie do krwiobiegu. Tak samo postąpił z drugą ręką. Później przysunął do łóżka stolik, na którym ułożył narzędzia. Sprawdził, czy powłoka na częściach już się wysuszyła, ale okazało się, że w niektórych miejscach nadal jest lekko wilgotna. Przejrzał jeszcze raz plany. Ze zdenerwowania trzęsły mu się ręce, co powodowało szelest kartek. Odłożył je na bok i zaczął nerwowo chodzić po pokoju. Co chwilę spoglądał na zegarek. Po około trzydziestu minutach takiego marszu trochę się uspokoił. Suche już części przełożył na stolik. Ścisnął mi rękę sprawdzając, czy znieczulenie działa, a kiedy okazało się, że nic nie czuję, zrobił nacięcie od nadgarstka po łokieć. Położył pod ręką tkaninę, aby zebrać nadmiar krwi wypływający z rany. Z zaskoczeniem zauważył, że ledwo odsunął skalpel od rany, ta zaczęła szybko zarastać, by po chwili zamienić się w słabo widoczną, różową bliznę. Ciął jeszcze raz po błyszczącym śladzie, ale tym razem szybko wsunął do rany specjalne, metalowe szczypce, które rozszerzały ją, nie pozwalając jej się zasklepić. Delikatnie podważył kość i wsunął pod nią metalową rynnę i mocno zacisnął tak, aby ściśle przylegała do szkieletu. Wyciął fragmenty mięśni, które zdążyły obumrzeć, a na ich miejsce wstawił siłowniki. Przedłużył cięcie aż do barku. Tu także usztywnił kość i zamontował odpowiednie wsporniki i małe siłowniki. Za pomocą odpowiednich fragmentów metalu i plastykowych rurek, połączył konstrukcję z tym, co zostało z mojego ciała. Kiedy wyciągnął szczypce, ranę zalała ciemna krew, która po chwili zastygła. Odpoczął chwilę, zanim zajął się palcami. Tu było o wiele trudniej, bo elementy były znacznie mniejsze, jednak po kilkunastu minutach osiągnęliśmy sukces. Leath odpoczął chwilę, po czym zajął się drugą ręką.
Pomimo całego mojego zaufania, czułam ogromny strach na widok ostrza przecinającego moją skórę. To przywołało wspomnienia niewoli i tortur. Tylko siła woli i świadomość zdenerwowania Leath'a powstrzymywały mnie od krzyku. "Muszę być silna" powtarzałam w myślach. Zamknęłam oczy, aby nie patrzeć na poczynania chłopaka. "Muszę być silna" stało się mantrą wypychającą wszystko inne z mojego umysłu. Byłam zmęczona, bardzo zmęczona. Ach, jak wspaniale byłoby zasnąć. I nawet nie wiem, kiedy mantrę zastąpiła ciemność.
***
Miałam wrażenie, jakbym pływała w ciepłej wodzie. Choć chciałam się z niej wynurzyć, moje ruchy były ociężałe. Zebrałam w sobie wszystkie siły i wypłynęłam z wyimaginowanego oceanu. Zmrużyłam oczy, oślepiona ostrym światłem w pokoju. Kiedy przyzwyczaiłam się już do oświetlenia, rozejrzałam się. Na krześle, z głową opartą o łóżko spał Leath. Światło oświetlało jego włosy, wydobywając z nich delikatne refleksy. Wyglądał tak spokojnie i delikatnie, że miałam nieodpartą potrzebę pogłaskania go po głowie. Automatycznie wyciągnęłam przed siebie dłoń i przejechałam nią po jego czuprynie. Lekki ból podczas ruchu ręki uprzytomnił mi, co właśnie zrobiłam. Z oczu pociekły mi łzy szczęścia. "Udało nam się, to naprawdę działa" Nie mogłam uwierzyć, że to nie jest sen. Pełna zadowolenia i podziwu nadal głaskałam głowę Leath'a. Po kilku minutach obudził się i spojrzał na mnie zaspanym wzrokiem. Kiedy zobaczył wyciągniętą w jego stronę rękę, natychmiastowo oprzytomniał. Na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech.
-  Udało się! - krzyknął - Możesz ruszać rękami! Matko, jak ja się cieszę!
Roześmiałam się razem z nim. Nasze krzyki zwabiły innych mieszkańców fabryki. Większość z nich, po upewnieniu się, że wszystko w porządku, wróciła do swoich spraw.
Leath opanował się, Nadal z wielkim uśmiechem na twarzy poprosił mnie o wykonanie kilku ćwiczeń, aby mógł sprawdzić, w jakim stopniu moje ruchy są ograniczone. Okazało się, że mam duże spektrum ruchu, ale nawet najmniejszy z nich sprawia mi lekki ból. Leath uznał, że może być on związany z tym, że zabieg był całkiem niedawno i nie należy się tym na razie przejmować.
- Powinnaś teraz odpocząć, bo jutro czeka cię dzień pełen wrażeń. - powiedział podając mi środek nasenny - Mam dla ciebie niespodziankę.

7 komentarzy:

  1. Wow. Tylko skąd ona to wszystko wie? Nie chodzi mi o plany, po prostu kombinuje. Mam na myśli fabrykę, narkotyki. Poza tym zna się z Leathem kilka dni i przez większość tego czasu była nieprzytomna, a on jest "lekarzem", pewnie pomaga wszystkim, którzy tego potrzebują. Skąd nagle takie "zżycie" między nimi. Chyba ona nie jest jedyną osobą, której uratował życie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Super! Koleżanka powyżej ma rację. Trochę nieposkładane :)

    Czekam na kolejną część.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewna Wariatko: O fabryce powiedział jej Leath przy pierwszym spotkaniu: "Budynek ten był kiedyś fabryką zabawek, ale zamknięto ją, więc my przejęliśmy ruderę.", w tym samym poście mamy wspomniane o narkotykach, które jej podaje: "Podaję ci głównie morfinę i heroinę. Śladowe ilości kokainy połączone z lekami, które ukradłem ojcu."
    Co do zżycia między Kamatą, a Leathem, to jestem pewna, że w dalszym ciągu historii znajdziesz odpowiedzi na te pytania. Jeśli masz jeszcze jakieś pytania napisz na email (saphirakb@gmail.com)

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiem tak: każdy kolejny wpis coraz bardziej wciąga w opowieść a napięcie przy każdym słowie jest nie do opisania z zapartym tchem czekam na następne wpisy :)!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. W pelni zgadzam się z gościem p wyżej, ale zastanawia mnie jedna rzecz, a mianowicie dlacego poprostu nie wezwał karetki fdy ją znalazł?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie dlatego, ze są narkomanami i nielegalnie zamieszkują opuszczoną fabrykę, więc gdyby ktoś się o nich dowiedział, mieliby różne "nieprzyjemności" ;)

      Usuń
    2. Dobrze myślisz Pewna Wariatko. Kolejne posty już w krótce. Teraz nie pisałam, bo byłam na wycieczce i internetu nie miałam, a wcześniej ferie były...

      Usuń