7

Obudziły mnie promienie zachodzącego słońca przedzierające się przez zasłonięte okna. Leath nadal spał, obejmując mnie ramionami. Wyglądał słodko, kiedy na jego włosy padało światło, wydobywając z nich delikatne refleksy. Pogłaskałam go po głowie, bawiąc się miękkimi kosmykami. Przez sen odtrącił moją rękę, by po chwili otworzyć oczy i docisnąć mnie do swojej piersi.
- Kocham cię. - wyszeptał mi do ucha.
Trwaliśmy w bezruchu, zachwyceni chwilą, nie martwiąc się o to, co przyniesie przyszłość. Jego palce delikatnie gładziły mnie po plecach. Po kilku minutach leżenia, Leath głośno westchnął i podniósł się do pozycji siedzącej. Przetarł zmęczone oczy i odwrócił się w moją stronę, aby pomóc mi się pozbierać. Uważając, aby nie sprawiać mi niepotrzebnego bólu, przeniósł mnie na wózek i delikatnie popchnął go w stronę korytarza. Idąc w stronę jadalni, rozmawialiśmy o niezwykłych właściwościach mojej krwi. Widziałam, że chłopak był szczerze zaintrygowany jej działaniem i tym, jak można to wykorzystać, a ja z chęcią odpowiadałam na jego pytania. Moim oczom ukazała się dobrze już znana sala. Tym razem światła były bardziej stonowane, a zamiast potraw ustawionych w równych odstępach na stołach, w kącie sali zorganizowano szwedzki stół. Podeszliśmy do niego i nałożyliśmy pełne talerze zimnych przekąsek, którymi był zastawiony. Podjechałam do miejsca, które zajmowałam podczas śniadania. Na blacie leżała złożona wpół gazeta. Do pierwszej strony zszywką doczepiono krótką notatkę.
"Strona 5, artykuł 'Tragiczna śmierć córki Willow'a'. Myślę, że cię to zainteresuje"
Pytająco spojrzałam na chłopaka, ale ten tylko wzruszył ramionami i usiadł na miejscu, które rano zajęła Itho. Otworzyłam gazetę na wskazanej stronie. Szybko odnalazłam odpowiedni tekst. Był dość krótki, upchnięty między informacjami o powodzi na zachodzie kraju i przegranej Polaków w ostatnim meczu z Niemcami. Szybko przebiegłam tekst oczami.
"Z żalem donosimy o tragicznej śmierci córki polityka, Artura Willow'a, który jest jednym z faworytów wyborów do europarlamentu. Dziewczynka wpadła pod samochód wczoraj wieczorem. Wracała z koleżankami ze szkoły i, zajęta rozmową, nie zauważyła zbliżającego się z dużą prędkością pojazdu. Daria zginęła na miejscu, siła uderzenia uszkodziła jeden z kręgów szyjnych. Polityk zapowiada, że pomimo swojej straty, nie zamiera rezygnować z udziału w wyborach i zapowiada przygotowanie projektu ustawy, która miałaby zapobiegać takim sytuacjom. "
Gazeta wypadła mi z ręki. Czułam się, jakby ktoś mnie zamroził, nie byłam zdolna do ruchu. Zalała mnie fala uczuć, głównie nienawiści, strachu i frustracji. Kiedy pomyślałam o tym człowieku, nie widziałam wspomnień, jedynie czułam, jak moją duszą i ciałem targają emocje. W głowie miałam pustkę. Widziałam, jak zaciśnięte na kancie blatu palce zbielały. Cała drżałam. Poczułam, jak Leath obejmuje moje ramiona i delikatnie przechyla mnie w swoją stronę. Coś do mnie mówił, ale nie potrafiłam rozróżnić słów. Nie wiedziałam, czemu to we mnie uderzyło z taką mocą, ale nie mogłam wydusić z siebie nawet słowa. Chciałam obrócić się i pojechać do komputera, aby dowiedzieć się, kiedy będzie mój pogrzeb. Chciałam zobaczyć własny grób. Po moich policzkach spłynęły łzy. Nie wiedziałam, co mam robić. Im więcej płakałam, tym bardziej pusta się wydawałam, jakbym wraz ze łzami wypłukała wszystkie emocje i teraz w moim ciele nie zostało nic, co mogłoby zastąpić ich miejsce. Zaczerwienionymi oczami spojrzałam na chłopaka. Widziałam, że się o mnie martwi, w jego oczach czaił się strach. Sięgnął do swojego talerza i podniósł jeden z koreczków. Podał mi go.
- Musisz coś zjeść, bo zaczniesz tracić siły. - powiedział dziwnym głosem. Zrozumiałam, że boi się tego, co się ze mną dzieje i nie wie, jak się zachować, więc wraca do dobrze mu znanych gruntów - opieki nad pacjentami.
Powoli zjadłam to, co miałam na talerzu i, nadal w szoku, pozwoliłam się odwieźć do pokoju. Chłopak przeniósł mnie na łóżko i z szafki nocnej wyciągnął mała strzykawkę wypełnioną przeźroczystym płynem. Lekko naciągnął i przebił skórę, wprowadzając lekarstwo do żyły. Poczułam się senna. Ostatnie resztki emocji odpłynęły. Zaraz przed utratą przytomności w mojej głowie pojawiła się dziwna potrzeba dostania się na cmentarz, gdy tylko uroczystości zostaną zakończone.

***

Pomimo przespania całej nocy, czułam się okropnie. Całe ciało miałam obolałe i ledwo mogłam się ruszać. Kilka minut zajęło mi samo zebranie się z łóżka. Nigdzie nie widziałam Leath'a ani Itho, ale, zważając na godzinę, prawdopodobnie pracowali. Nie chciałam ich wołać, więc byłam skazana na siebie. Ledwo zdołałam podnieść swoje wychudzone ciało na tyle, by przerzucić je na wózek. Po tej operacji, która wcześniej przychodziła mi niemal bez problemu, byłam zmuszona do odpoczynku. Z trudem łapałam głębokie oddechy. Kiedy moje serce już trochę się uspokoiło, popchnęłam koła wózka w stronę korytarza, który prowadził do pracowni informatycznej. W strategicznych miejscach fabryki rozmieszczono mapki, na których mogłam sprawdzić, czy jadę właściwą drogą. Co kilkanaście metrów musiałam robić krótkie przerwy, bo nie byłam w stanie popchnąć się do przodu. W końcu wycieńczona dotarłam do królestwa Asch'a. Opadłam na oparcie i przez kilka minut milczałam, nie będąc w stanie złapać oddechu. Chłopak, zajęty wyskakującymi na ekranie cyferkami, nie zauważył, że przyszłam, dopóki nie zadałam pytania:
- Hej Asch. Mógłbyś mi pomóc?
Odwrócił się gwałtownie w moją stronę. Wyraźnie go przestraszyłam. Ale już po chwili z jego oczu znikło zaskoczenie, a mięśnie się rozluźniły.
- Jasne. Czego potrzebujesz? - zapytał spokojnie.
Opowiedziałam mu o artykule w gazecie i poprosiłam o wyszukanie informacji na temat pogrzebu. Kiwnął głową i znowu zwrócił twarz w stronę ekranu. Szybko uderzał w klawisze i już po chwili znalazł to, czego szukałam. Porwał z blatu długopis i na kawałku kartki zapisał adres wraz z potrzebnymi danymi. Odwrócił się w moją stronę i z uśmiechem podał mi notatkę. Podziękowałam mu i już miałam odwrócić się i odjechać, kiedy nagle moja głowa zrobiła się ciężka, oczy zaszły mgłą, a całe moje ciało przechyliło się do przodu, tracąc równowagę i wypadając z wózka.

***

Kiedy otworzyłam oczy, zauważyłam nad sobą rozmazane twarze. Słyszałam podenerwowany głos Leath'a, który nakazywał zrobienie mu miejsca i nie zabieranie mi powietrza. Poczułam, jak ktoś mocno łapie moją rękę, by wbić w nią igłę. Obraz przed moimi oczami pulsował, w uszach mi szumiało. Ktoś oplótł moje ciało silnymi ramionami i delikatnie przeniósł mnie do skrzydła szpitalnego. Leath rozkazał posadzić mnie na kozetce i wyjść. Kiedy zostaliśmy sami, chłopak lekko podniósł mi powiekę i poświecił w źrenice, nakazał mi śledzić swój palec oraz wykonał z tuzin innych testów. Wydawał się usatysfakcjonowany, nawet pomógł mi usiąść. Delikatnie zamknął moje dłonie w swoich.
- Powinnaś była nas zawołać, kiedy zaczęłaś źle się czuć. Twój organizm jest uzależniony i jeżeli nie dostanie odpowiedniej dawki środków, będzie robił ci krzywdę. Obiecaj, że następnym razem mi powiesz, kiedy źle się poczujesz. - mówił do mnie spokojnym głosem, jakbym była niesfornym dzieckiem, a nie dziewczyną młodszą od niego o zaledwie dwa lata. Nie miałam jednak ani siły, ani ochoty się obrażać. Skinęłam głową na znak zgody z jego słowami. - Teraz powinnaś odpocząć, bo, wykonując taką pracę pomimo wycieńczenia organizmu, mocno naderwałaś swoje siły. Przeniosę cię teraz do łóżka. - dodał po chwili.
- Nie. - mój głos brzmiał słabo i dziwnie ochryple. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony. - Musimy jechać na cmentarz. Mam wrażenie, że może tam być coś bardzo ważnego.
Widziałam, że Leath bije się z myślami. Z jednej strony wcześniejsze przeczucie mnie nie zawiodło i był w stanie mi zaufać. Z drugiej jego lekarskie wyszkolenie mówiło mu, że powinnam odpocząć, a nie jechać na wycieczkę. Po krótkiej walce ciekawość zwyciężyła. Chłopak kiwnął głową i spokojnie przeniósł mnie na wózek, po czym zawiózł do samochodu. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością, kiedy ostrożnie pomógł mi usiąść na tylnym siedzeniu. Sam zasiadł za kierownicą i wyprowadził auto na drogę. Jechaliśmy ze stałą prędkością, mijając niską zabudowę przedmieścia. Droga nie była długa, już po chwili zaparkowaliśmy pod czarną bramą cmentarza. Na wrotach ozdobnymi literami napisano:
Dimitte mortuos, et in terra
Leath otworzył bramę i weszliśmy do środka. Koła wózka nie chciały jeździć po rozmokłej ziemi, ale chłopak zdołał jakoś przeprowadzić mnie bez szwanku do mojego grobu. Dopiero teraz, kiedy stanęłam nad własną mogiłą, nad grobem Darii Willow, zrozumiałam, że ten okres mojego życia się skończył. Że Daria umarła, by żyć mogła Kamata. Spojrzałam na kupkę świeżej ziemi i prowizoryczny krzyż, który w niedługim czasie miał zostać zastąpiony odpowiednim nagrobkiem. Przejechałam ręką po chropowatym drewnie. Wspomnienie uderzyło we mnie jak piorun, zaskakując swoim tempem i intensywnością. Kolory mieszały się ze sobą, niektórych słów nie dało się zrozumieć. Były tylko przebłyski. I biała bransoletka w kształcie węża.
- Musimy rozkopać ziemię, aż znajdziemy białą bransoletkę. - powiedziałam bezbarwnym głosem.
Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony, ale ponieważ nie doczekał się wyjaśnień, zaczął kopać w miękkiej ziemi. Jednak mimo całego wysiłku, jaki w to włożył, nic nie znaleźliśmy. Już miałam się poddać i wrócić do samochodu, kiedy kątem oka zauważyłam zbliżającą się do nas panią w średnim wieku. Wskazałam ją chłopakowi, a on, udając, że zawiązuje but, dyskretnie wyciągnął nóż z cholewy. Widziałam, że, choć nadal klęczy przed grobem, jakby się modlił, jego oczy poruszają się skanując otoczenie. Kobieta zbliżyła się i uklękła obok chłopaka. Pochyliła się w jego stronę i wyszeptała coś do ucha. Zrezygnowany, schował nóż z powrotem do cholewy. Oboje odwrócili się w moją stronę.
- Zmarniałaś, odkąd ostatni raz cię widziałam, kochana. - powiedziała.
Na dźwięk słowa 'kochana' odblokował się kolejny kawałek mojego umysłu i znowu w mojej głowie odtworzono szybką retrospekcję całego rozdziału. Z tą kobietą wiązało się zaufanie i szczęście. Miałam ochotę rzucić się w jej objęcia, jak tylko zdałam sobie sprawę, że to moja stara opiekunka. Niestety wspomnienia były zbyt mało szczegółowe, by dowiedzieć się o niej czegoś więcej.
- Mam to, czego szukał twój znajomy. - dodała, podając mi białego węża. Schowałam go do kieszeni kurtki. Już miałam się pożegnać i odwrócić, ale kolejne słowa kobiety skutecznie zatrzymały mnie w miejscu - Kamato, nie pożyjesz długo, jeżeli nikt nie nauczy cię żyć w tym nowym świecie. Pozwól mi nadal sobie usługiwać w zamian za ciepłą strawę i łózko.
Niepewna, jak powinnam zareagować, spojrzałam na Leath'a. Chłopak wzruszył ramionami z trochę wściekłą miną.
"Nic dziwnego, też byłabym wściekła, jeżeli nagle znikąd pojawiła osoba, która na dodatek zna moje imię. Nowe imię."
 Po dłuższej chwili namysłu, kiwnęłam głową i poprowadziłam ją do samochodu, wskazując na miejsce obok pasażera.
Leath pomógł mi wsiąść do pojazdu i wyszeptał mi do ucha:
- Porozmawiamy w domu.
A sam usiadł za kierownicą. Silnik odpalił za pierwszym razem i już po chwili byliśmy w drodze powrotnej. Chłopak prowadził samochód szybko, ale spokojnie, pewnie wybierając odpowiednią drogę. Spojrzałam w lusterko, w którym odbijały się oczy kobiety.
- Korzystając z okazji odpowiedz mi na jedno pytanie. Kim ty do cholery jesteś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz